9:43
12/3/2012

Oto historia o tym, jak brak umiejętności obsługi urządzenia przewidzianego do ratowania życia jednych, może drugim życie skomplikować.

Jan Lisewski – bohater czy ignorant?

Na kanwie ostatnich wydarzeń, zapewne doskonale kojarzycie już nazwisko polskiego kitesurfera, Jana Lisewskiego, który wybrał się z latawcem w podróż przez Morze Czerwone (Egipt -> Arabia Saudyjska). Podróż, jak się okazało, nie tylko niebezpieczną i nieukończoną, ale również nielegalną, bo bez zezwoleń i wiz.

Teraz doszedł jeszcze jeden aspekt tej wyprawy, dla nas najciekawszy: aspekt techniczny. Firma, która wypożyczyła Lisewskiemu satelitarny lokalizator GPS (SPOT), zdradziła kilka interesujących szczegółów z akcji ratowniczej kitesurfera.

Otóż, Lisewski lokalizator GPS wypożyczył (na dzień przed wyprawą), nie odbył szkolenia z jego obsługi i nie skonfigurował go w odpowiedni sposób. Jak pisze właściciel firmy Korjar:

w piątek 2 marca w godzinach wieczornych, na moją prywatną komórkę zaczęły dzwonić jakieś dziwne numery zagraniczne. Zadzwonił do mnie również znajomy, któremu wypożyczyłem kiedyś SPOTa na rajd z informacją, że ktoś do niego dzwonił, że ktoś inny zaginął na jakimś morzu. Co z tego wynika? Otóż w ustawieniach SPOTa podaje się informację (imię, nazwisko, numer telefonu) kto ma być powiadomiony w razie wzywania pomocy przez posiadacza SPOTa. Wynika z tego, że Jan Lisewski ani jego obsługa, nie zmienili tak podstawowych i kluczowych danych na koncie lokalizatora!!!

No ale w obliczu tragedii, niektórzy potrafią “zarwać” weekend i pomóc człowiekowi w potrzebie:

Obsługa Jana Lisewskiego w Polsce – z tego co się orientuje to jego szwagier i inni – od firmy GLOBALSTAR (właściciela satelity telekomunikacyjnej oraz lokalizatora SPOT) dostali numer telefonu do mnie na prywatną komórkę. Od tego czasu zaczęli dzwonić regularnie. Pytali o rzeczy oczywiste, z punktu widzenia użytkownika, z zakresu obsługi SPOTa. Co, jak, kiedy, gdzie się wciska, co, jak, gdzie i czemu SPOT wysyła, na jakiej zasadzie to w ogóle działa itp. itd. Niby weekend, niby prywatna komórka, ale w obliczu tragedii, jaka spotkała lub może spotkać drugiego człowieka, człowiek rzuca wszystko i calutki dzień, do późnych godzin wieczornych (po 23:00) odbiera telefon, udziela informacji, obserwuje, sprawdza (…) Jednocześnie docierają sprzeczne komunikaty – że Jan Lisewski wysłał komunikaty CHECK IN/OK – co świadczy o uratowaniu. Nie prawda – wiecie o czym to świadczyło? O tym, że Jan Lisewski KOMPLETNIE nie miał pojęcia jak się używa urządzenia i wciskał co popadło.

W wywiadzie dla Gazeta.pl Lisewski tłumaczy, dlaczego wciskał przyciski CHECK IN i SOS na zmianę:

To było prowadzone tylko po to, żeby potwierdzić nowe koordynaty widoczne na stronie. Nie byłem przekonany, dryfując w wodzie 20 godzin, że to urządzenie działa.

Kompatybilność jest ważna

Potem opowieść z akcji ratowniczej kitesurfera robi się jeszcze ciekawsza i pokazuje, że różne formaty danych i ich konwersja ma wpływ nie tylko na projekty informatyczne (“Bo ja myślałem, panie kierowniku, że ta funkcja operuje na milisekundach, a nie minutach, więc dałem 300 00 i dlatego sesja nam nie wygasa 5 minutach, a po 3 dniach…“) czy też katastrofy na Marsie i wielomilionowe straty. Problemy z konwersją jednostek podczas akcji ratunkowej mają bezpośredni wpływ na ludzkie życie:

Za którymś razem dostaje telefon, czy mogę przeliczyć współrzędne geograficzne, które wysyła SPOT na stopnie/minuty/sekundy. Od osoby, która obsługiwała wyprawę w Polsce dostaliśmy informacje, że KAPITAN prowadzący akcje w Arabii, dwukrotnie dzwonił do Polski, żeby Ci podali mu stronę, na której przeliczają współrzędne – bo oni prawdopodobnie do tej pory źle je przeliczali. Wierzyć mi się nie chciało w takie cuda, jak wiemy nawet automapa ma taką funkcje, czy każda inna nawigacja, a sprzęty za miliard USD nie mają? No ale oczywiście dokonałem skomplikowanych przeliczeń (www.google.pl ) podałem współrzędne a nawet odległość od portu. 1,5 godziny później dostałem SMSa, że znaleźli Jana Lisewskiego, całego i zdrowego – jak już wiemy.

We Wprost.pl pojawia się natomiast taka wypowiedź Janusza Maziarza, kierownika Morskiego Ratowniczego Centrum Koordynacyjnego w Gdyni: 

Pan Lisewski wziął z sobą urządzenie do ustalania pozycji na lądzie. Dane, które otrzymywali ratownicy, były niekompatybilne z mapami nawigacyjnymi. System, którym posługiwał się Polak, był nieznany ratownikom zarówno stamtąd, jak i stąd. Amerykański, będący poza globalnym systemem ratowniczym, płatny. Musieliśmy najpierw uzyskać zgodę na otrzymywanie danych, a później jeszcze je przeliczać.

jan lisiewski

Internauci zareagowali szybko

Myślicie pewnie, że firma Korjar za pomoc okazaną kitesurferowi dostała podziękowania i nieskończone wyrazy wdzięczności, prawda? Błąd! Po zapytaniu, kiedy Lisewski zwróci lokalizator GPS (bo są kolejni klienci), otrzymali od niego następujące oświadczenie, że “musi [Jan Lisewski — dop. red.] to urządzenie przekazać do ekspertyzy żeby sprawdzić, czy było sprawne, bo przecież on mógł zginąć przez niesprawne urządzenie, i że ewentualnie jego adwokat będzie się dalej kontaktował w tej sprawie

Może to jeszcze skutki szoku po walce z rekinami? :)

PS. Wywiad z osobą, która wypożyczyła Lisewskiemu lokalizator trafił do Faktów TVN.


Dowiedz się, jak zabezpieczyć swoje dane i pieniądze przed cyberprzestępcami. Wpadnij na nasz kultowy ~3 godzinny wykład pt. "Jak nie dać się zhackować?" i poznaj kilkadziesiąt praktycznych i przede wszystkim prostych do zastosowania porad, które skutecznie podniosą Twoje bezpieczeństwo i pomogą ochronić przed atakami Twoich najbliższych. Uczestnicy tego wykładu oceniają go na: 9,34/10!

Na ten wykład powinien przyjść każdy, kto korzysta z internetu na smartfonie lub komputerze, prywatnie albo służbowo. Wykład prowadzimy prostym językiem, wiec zrozumie go każdy, także osoby spoza branży IT. Dlatego na wykład możesz spokojnie przyjść ze swoimi rodzicami lub mniej technicznymih znajomych. W najbliższych tygodniach będziemy w poniższych miastach:

Zobacz pełen opis wykładu klikając tutaj lub kup bilet na wykład klikając tu.

60 komentarzy

Dodaj komentarz
  1. Poświęć swój prywatny czas, uratuj człowiekowi życie, a on Cię jeszcze po sądach będzie ciągał… Powoli robi się u nas druga Ameryka. Facet sam jest sobie winien, a teraz szuka winnych wszędzie dookoła.

    • Popatrz na to optymistycznie – gdyby zginął to ta firma nie odzyskałaby tego urządzenia. A serio to “jakie to polskie”.

  2. Polak

    • Raczej Polaczek

    • ziemniaczek ;)

    • Naród wspaniały, tylko ludzie ku##y

  3. NIe wiem jak było konkretnie w tym przypadku, ale już dawno sprawdziłem na własnej skórze, że za każdy dobry uczynek będzie stosowna kara (przynajmniej od ludzi – możemy liczyć tylko na Najwyższego, że zrobi kiedyś “recheck”). Dlatego pomagam tylko anonimowo hehe.

  4. Ta.. jak winil ratownikow ze go wolno szukali…a Ci wyslali armie statkow i helikoptery , plus 3 rządy..krajów

  5. Ja tylko dodam od siebie post Gadzinowskiego (też kitesurfera), który analizuje obraz JL w mediach, od początku, do końca: http://gadzinowski.pl/janek-lisewski-padl-kitesurfer/

  6. Korekta! Gdzie jest korekta? W cytatach jest “Lisewski” a w reszcie artykułu “Lisiecki” weźcie się zdecydujcie.

    • twoje problemy zyciowe pozwalaja mi sie usmiechnac nad zagadnieniami codziennej walki z promieniowaniem kosmicznym

  7. Wlasciciel tego nadajnika(dobrze pisze, ze to nadajnik?) tak sie wpienil cala sytuacja, ze nawet na piekielnych to napisal. Chyba, ze ktos to skopiowal

  8. Klasyczne przerzucanie odpowiedzialności. Firma dba o swój interes podczas gdy kitesurfer zobaczył rachunek za akcję ratowniczą. Tu jest już walka prawnicza, nic więcej. Klasyczne PR’owskie działanie firmy która stanęła w obliczu procesu o niewywiązanie się z umowy (?) lub niedopełnienia obowiązków z niej wynikających.

    Tak na marginesie – czy to nie jest tak, że firma która wypożycza SPOT’a powinna wyczyścić jego pamięć z poprzednich danych osoby, której urządzenie wypożyczała? Bo z tego co pisze właściciel Korjar’u można wywnioskować, że tego nie zrobili, ponieważ dzwoniła do niego osoba, której wcześniej wypożyczał to urządzenie z informacjami, że dostaje ona jakieś informacje o zaginięciu itp. To raz.

    Dwa, to tak zwyczajnie NIE PO POLSKU, firma powinna zadbać o przeszkolenie delikwenta któremu wypożycza taki sprzęt, aby min. ustrzec się przed takimi sytuacjami jak teraz- czyli w razie jakiegoś wypadku szukanie odpowiedzialnych. Tymczasem Korjar wypożyczył SPOT dzień wcześniej (!!!) wziął forsę (i to pewno nie małą) i zadowolony. Ciekawe, czy jak sobie wypożyczę telefon satelitarny to znajdę w nim sms’y poprzedniego wypożyczającego?

    Nie bronię tego kitesurfera. Gość najpewniej w pogoni za przygodą i jednocześnie chęcią oszczędności, nie pofatygował się nawet po zezwolenia i wizy. To co dopiero miałby się przejmować obsługą jakiegoś tam SPOT’a. A z resztą o czym to w ogóle mówić- minimum połowa ludzi wybierających się w góry nie dba o tak podstawowe rzeczy jak zapasowa bateria do komórki, aktywny roaming, itd. Temu kitesurferowi się udało, ale powiem wam coś. Tacy ludzie niczego się nie uczą, to są poszukiwacze przygód. Jeżeli ktoś nie zadba za nich o prawidłowe przygotowanie, to oni sami tego nie zrobią, bo takich ludzi interesuje tylko zdobycie celu i to jest dla nich najważniejsze. Nie dbają o nic poza tym co najpotrzebniejsze. Jak dochodzi do wypadku to są najbardziej zdziwionymi osobami na świecie.

    • Jakby te pamięć wyczyścili to nikt by się do nich nie odezwał :P

    • Może i faktycznie powinni wyczyścić – gość w komentarzach się przyznał, że nie robili tego w standardzie. Ale szkolenia z obsługi? Jak się idzie do sklepu, to można _poprosić_ o przeszkolenie w obsłudze. Tutaj Jan od Rekinów dostał instrukcję obsługi, i w późniejszych komentarzach pisał, że urządzenie “zna”, bo się interesował tematem i planował kupno (inna kwestia, że jeszcze w innych komentarzach mówił, że pierwszy raz używał). Szkolenie użytkownika to nie jest standardowa procedura, więc trudno stawiać takie zarzuty KorJarowi. Nie wiem też czemu wykrzykniki po “dzień wcześniej” – to chyba zarzut dla kitesurfera?

    • “podczas gdy kitesurfer zobaczył rachunek za akcję ratowniczą” – o czym ty piszesz? Ratownictwo morskie jest za darmo, jest konwencja międzynarodowa, która jasno to reguluje. Za ratowanie życia na morzu nikt nie ma prawa brać kasy!

      Po drugie, twój zarzut, że firma wypożyczyła sprzęt na dzień przed wyprawą, jest chyba jednym z najbardziej absurdalnych, jakie się pojawiły. Skąd WYPOŻYCZALNIA SPRZĘTU ma znać harmonogram działań osoby wypożyczającej sprzęt?! Można mieć zarzuty do wypożyczalni odnośnie jakości sprzętu czy niewyczyszczenia danych poprzedniego użytkownika, ale zarzucanie właścicielowi firmy, że nie jeździł za Lisewskim do Arabii Saudyjskiej i nie sprawdzał, czy jaśnie wielmożny kitesurfer uczy się obsługi sprzętu ratującego swoje życie, jest chyba trochę zabawne, nie uważasz? ;-)

    • @j: to zalezy za co tak naprawde placi wypozyczajacy, czy za urzadzenie do konfiguracji czy “obsluge” urzadzenia calosciowo z przeszkoleniem wlacznie. Kazdy bija piane w kierunku jaki mu pasuje a podstawa nie jest precyzyjnie wyjasniona.

    • @j

      Ja nie bronię Liszewskiego ani Korjaru. Trzeba byłoby zobaczyć umowę na wypożyczenie specjalistycznego sprzętu. Być może jest w niej zapis o tym, że firma zobowiązuje się do zaznajomienia wypożyczającego z obsługą sprzętu. Nie zdziwiłbym się gdyby taki zapis istniał, bo przecież nie każdy ma umieć taki sprzęt obsługiwać. Jeżeli podpisał taką umowę a nie został poinformowany o obsłudze, to jego prawnikowi będzie bardzo trudno udowodnić w Sądzie, że ten zapis umowy nie został dopełniony. Podpisał i tyle- jak to często bywa bez “zawracania” sobie głowy jakąś tam obsługą.

      “ratownictwo morskie jest za darmo”.

      Być może jest, ale jeżeli wszystkie formalności są dopełnione. Jeżeli gość nie miał pozwolenia na wyprawę, nie miał wizy, to można przypuszczać, że polisy od wypadków też nie miał. A jeżeli nie miał to zostanie obciążony kosztami ratowniczymi, jak ma to miejsce chociażby w Czechach w przypadku ratownictwa górskiego.

    • @kawa: buahaha .. a) nie czechy a slowacja b) kazdy idiota ma czasem racje .. nie pisz pod tym nickiem wiecej .. tak mi sie wydaje .. i np .. c) w gory zabiera sie drugi telefon nie baterie itp .. teoretyku .. chyba? ITD…

  9. Swoją drogą, albo koleś jest dobrym socjotechnikiem albo nasze społeczeństwo jest bardzo łatwe do manipulacji (obstawiam to drugie). Bo żeby kolesiowi, który specjalnie łamie prawo dwóch krajów i beszta ratowników jednego z nich (gdzie de facto był przestępcą) za uratowanie go (do tego za darmo) wierzyć jeszcze w opowieść z 11 rekinami to no, naprawdę… Mitnick miałby kłopoty, żeby coś takiego ludziom wmówić ;)

  10. Zdecydowanie głupota. Na każdym jednodniowym kursie radiooperatora SRC (morski krótkiego zasięgu, potrzebne żeby jacht w Europie wypożyczyć) uczą prosto i zrozumiale przez kilka godzin, jak działa komunikacja na morzu, co służy do wzywania pomocy itp. Nigdy nie można polegać tylko na jednym urządzeniu.

    Wątpię żeby SPOT był oficjalnie polecany jako urządzenie ratunkowe (zwróćcie uwagę np. w instrukcjach do swoich GPSów, jest tam “legalna” formułka/dupochron typu, że jest to tylko pomoc nawigacyjna i nie może być używana jako jedyna rzecz w “krytycznych sytuacjach”, nawigacji lotniczej bez widoczności itp. ). Na stronie Globalstara (operator SPOTa) jest mapka…. przypadkiem ten obszar jest na granicy zasięgu?

    Pomijam już “trywialne” rzeczy typu wiza i odprawa graniczna, może go wyłowili na wodach międzynarodowych a nie terytorialnych, więc nie musiał siedzieć w więzieniu za nielegalne przekroczenie granicy i brak wizy ;)

    Dla zainteresowany do pogooglania: GMDSS, EPIRB, SART, AIS-SART. Każdemu polecam kurs GMDSS – można się ciekawych rzeczy dowiedzieć no i mieć dożywotnio ważny “kwit” przydatny przy czarterach :)

    • ad 1. a zeby pływać na kajcie, trzeba mieć przeszkolenie radiooperatorskie? :)
      ad 2. cytowana w artykule wypowiedz z Wprost – SPOT nie jest używany w Europie, sluzy do naziemnych zabaw, na mapach nie bylo obszarow wodnych ;)

    • A czy Lisewski nie powinien użyć radioboi EPIRB jako zapasu na wypadek awarii lub nieumiejętności obsługi systemu Korjaru? Przeszkodą mógł byc fakt, że EPIRB jest zasadniczo używany na statkach http://pl.wikipedia.org/wiki/EPIRB i w przypadku kitesurfera mógłby ulec przypadkowemu zalaniu i tym samym aktywacji alarmu. Jednak radioboje są systemem powszechnie znanym i nie wymagają obsługi poza aktywacją (pewnie albo przyciskiem albo poprzez celowe zamoczenie w wodzie). Wtedy radioboja nadaje sygnał radiowy i świetlny. Niedawno przypadkowo włączyła się radioboja na wysypisku w Lęborku (nie wiem w jakim systemie pracowała) http://wiadomosci.wp.pl/title,Katastrofa-pod-Leborkiem-To-byl-falszywy-alarm,wid,14186403,wiadomosc.html?ticaid=1e13d i była akcja ze śmigłowcem, bo taki sygnał oznacza katastrofę lotniczą lub morską.

      Co do nielegalności pobytu w Arabii Saudyjskiej to jednak w takim przypadku pierwszoplanowe jest uratowanie człowiekowi życia a nie papierologia. Niewykluczone, że zadziałali polscy dyplomaci i facet nie miał problemów prawnych, bo mogliby się czepić braku wizy. W każdym razie nie polecam przedostawania się na teren obcych krajów bez wizy, skoro można ją przecież załatwić w warszawskiej ambasadzie a niektórych przypadkach także w konsulacie. Liczenie na wyrozumiałość tamtejszych służb nie jest zbyt mądre.

  11. ad ad 1. Oczywiście, że nie trzeba, ale wiedząc już cokolwiek na pewno bym nie wyszedł w morze z amerykańską zabawką, albo telefonem komórkowym. Do ratowania na morzu służy EPIRB, też można wypożyczyć, format jest ustandaryzowany, technologia sprawdzona od lat i służby [mam nadzieję] wiedzą co wtedy robić.

    • Z tel komórkowym nikt sprawny umysłowo nie wypłynąłby na morze. Sygnał najmocniejszych BTS zanika po kilkunastu kilometrach i zależy od warunków atmosferycznych (sieci komórkowe są zasadniczo zaprojektowane pod kątem użytkowania na lądzie, nie zaleca się także łączenia z wieloma BTS-ami naraz z samolotu na dużej wysokości) Czasem w Polsce dotrze słabiutki sygnał duńskiego BTS, ale to nie znaczy że komórka wystarczy na Bałtyku, choć można mieć szczęście i złapać sieć nawet daleko od lądu. Nie znam się na tych sprawach, ale zadbałbym o telefon systemu Globalstar, Iridium albo Thuraya z Emiratów, który ma zasięg w Europie i na Bliskim Wschodzie. Jest jeszcze Inmarsat. Systemy Globalstar, Iridium czy Inmarsat są już dość stare i mają globalny zasięg. Działaja tylko na zewnątrz budynków (terminal musi widzieć satelity).

    • No patrz, a ja Bajkał kajakiem przepłynąłem w 2000 roku i nie miałem żadnego GPS, komórki ani nic takiego. Jestem niesprawny umysłowo?

      Jakby kto nie wiedział, Bajkał to ofkors nie morze, ale wbrew pozorom bywa dość niebezpieczny – silne i nagłe wiatry schodzące z gór, bez ostrzeżenia. Do tego takie historie jak silne prądy, koryta rzek w toni wody, pożary tajgi i świat zwierzęcy: niedźwiedzie, gnus i takie tam.

    • Nyczaj .. 1) jestem sprawny umyslowo 2) wyplywam nawet z trzema “komorkami” w morze nie raz nie dwa 3) nadal mam zasieg .. 4) duńskiego BTS .. cokolwiek to wg Ciebie jest .. generalnie sygnalu operatorow dunskich, nie da sie złapac bedac w obszarze RP bez sprzetu profesjonalnego .. o co ci chodzi?

      heja!

  12. Niewiarygodne, że można być tak nieodpowiedzialnym w kwestii własnego przetrwania. Ja kupując zwykłego PMR’a do ZABAWY jeszcze zanim do mnie dotrze znam manuala na pamięć. A tu, gdzie powinno się go znać tym bardziej, sprzęt wypróbować na wszelki wypadek i mieć jeszcze alternatywę – nawet go nie skonfigurowano. Ja pier$#*&…

    • Zdziwiłbyś się ile ludzi idzie w góry nie mając nawet zapasowej baterii do komórki albo aktywnego roamingu. Ale w ogóle o czym tu mówić- nawet dobrze ubrani nie są (np. brak ciepłej kurtki czy porządnych butów). Takie przypadki są nagminne. Ratownicy GOPR’u mieliby duuużo do powiedzenia w tej kwestii.

  13. Robiłem interesy z firmą KORJAR, generalnie polecam.

    To co dla mnie jest niewiarygodne, to lekkomyślność tego człowieka. Wyprawił się przez morze bez dokumentów, bez zezwoleń, bez wsparcia. Dokumenty i zezwolenia służą między innymi temu, żeby SAR wiedział co się dzieje i był przygotowany do pomocy.

    SPOT to zabawka do wrzucaniu pozycja na bloga czy innego fejsa. Urządzenie, które wyjęło by go z wody w ciągu 5 minut + czas dolotu śmigłowca z bazy SAR to EPIRB cat II lub PLB. Cena – koło 2000 PLN. Są standardowym wyposażeniem jachtów w poważnej żegludze i nie zawodzą, informacja trafia prosto do bazy SAR.

    • Czyli zasadniczo EPIRB powinien mieć. Musi on mieć nadajnik COSPAS-SARSAT na częstotliwości 406 MHz. Radiopławy na częstotliwości 121,5 MHz wycofano z rynku z początkiem 2009 r.

  14. Pomijając fakt że gość jest roztrzepany i powinien się cieszyć że żyje zamiast narzekać na tych co go ratowali IMO gość ma trochę racji.

    To jest jednak sprzęt do ratowania życia – jeśli klient powiedział do czego mu to sprzedawca powinien wyjaśnić że ten sprzęt się nie nadaje i polecić inny. Jeśli urządzenie faktycznie nie ma czytelnego feedbacku tylko trzeba je włączać i wyłączać żeby ustalić że działa to jest to mocny fail. Użytkownik jest w sytuacji ekstremalnej, walczy o życie… i nawet nie wie czy to ustrojstwo działa i czy jakieś służby zostały powiadomione… a służby nie umieją przeliczyć współrzędnych… wtf…

    Może faktycznie to urządzenie jest za słabe, ale polecanie urządzenia do jachtów dla gościa na desce wydaje się dziwnym pomysłem (czy faktycznie jest to małe i przenośne urządzonko)

    (inna sprawa że jak sam decyduje że nikt go nie będzie eskortował łodzią to musi się liczyć z konsekwencjami takiej brawury)

    • Jeśli dobrze czytałem opisy urządzenia, to ono zawiera:
      – odbiornik sygnału GPS (GPS działa tylko w tę stronę, “nadajnik GPS” jest w kosmosie)
      – nadajnik modemu Globalstar (to jest system telefonii satelitarnej, ale akurat w TYM łączu z kolei NIE MA połączenia powrotnego)
      Dlatego kumple mogą widzieć pozycje zawodnika na googlemapie, ale on w tym urządzeniu nie ma żadnej informacji zwrotnej. Ono do tego jest. Funkcje ratunkowe są (pozytecznym) uzupełnieniem, ale bez gwarancji. Jak ktoś chce więcej, musi mieć (większy, z wiekszymi bateriami) telefon satelitarny.
      (no i przydaje się sprawdzić, czy będzie pokrycie)

  15. Urządzenie oddało ogromne, może nawet kluczowe usługi w uratowaniu mu życia mimo że nawet go nie skonfigurował i nie za bardzo umiał obsługiwać, a on jeszcze teraz do niego dymi? Może by tak jakieś podziękowania dla tych którzy go uratowali? I brawa dla pana uzbrojonego w kalkulator. Do mnie też ludzie co chwilę przychodzą bo im się wydaje że umiem coś zrobić lepiej od nich.

  16. Jeżeli to prawda, że pływał bez zezwolenia, tak na dziko “bo może się uda”. To wg. mnie powinien zapłacić karę…
    Domyślam się, że wraz z urządzeniem dostał papierową instrukcję obsługi… nawet tego nie chciało mu się przeczytać…

    • Albo spytali się, czy wie jak je obsłużyć i odparł, że umie/da radę/etc. Tacy cwaniacy istnieją, ale potem zdarzają się wypadki – może dotychczas nie aż takie…

  17. To jest niewiarygodne. Dzięki za to “sprostowanie”.

  18. ogólnie żenada, mogli go nie ratować wcale, teraz po sądach będzie ich ciągał, za to, że jest tępy ehhhhhhh. Po prostu polska

  19. … Polscy eksperci atakują :>

  20. Aby wyjaśnić:
    SPOT NIE jest urządzeniem ratującym życie. To “Satelite Personal Tracker” – służy do śledzenia, do wrzucania swojej aktualnej pozycji na stronkę. Posiada przycisk HELP, ale nie jest to jego główne zastosowanie.

    EPIRB, w szczególności w wydaniu PLB jest urządzeniem dedykowanym do wzywania pomocy. PLB są zbudowane do sygnalizacji dla osób (np wypadnięcie za burtę, atak 10 rekinów w czasie przekraczania Morza Czerwonego Bez Mojżesza ;)

    Przykładowo Macmurdo FastFind 210 ma rozmiar dużego telefonu komórkowego, wymaga jedynie aktywacji, a powiadomienie jest wysyłane bezpośrednio do centrali SAR

  21. Nie wierzę. Telewizja trąbi, zaginął człowiek! O mój boże, ratujmy go! A to tak naprawdę żaden człowiek tylko typowo polski złamas… Czytanie o zachowaniu jego i jego rodz… yyy firmy to wstyd dla Polski.

  22. Piesn pogromcy rekinow moze byc na wyrost. Bylem akurat w Egipcie kiedy zaginal Lisewski i nawet wracalismy tym samy samolotem w piatek z Hurgady do Polski. Rozmawialismy na jego temat z jednym nurkiem, Egpicjaniniem, i byl przekonany, ze to wcale nie byly rekiny, a tylko delfiny, ktore nosem stukaly w jego kajta od dolu. Rekiny tego nie robia, kraza na okolo, a potem ewentualnie atakuja i kawalek plastiku by im nie przeszkodzil. Oby to nie byly delfiny, ktore atakowal nozem ;/

  23. Mnie w tej sprawie wkurza to, że nie ściągnął z niego ani złotówki, czyli inaczej mówiąc, za jego “fantazję” zapłacę m.in ja.

  24. Ale bzdety. To prywatna krucjata firmy wynajmującej SPOT’a – urządzenie nie jest przeznaczone na morze i tyle. Ina spraw jest taka, że ludzie, kt. pracują w SAR arabskim to …cóż…. to najgorzej płatny zawód tam. Przepływali obok niego kilka razy, wystrzelał rakiety i rozłożył płachtę fluorescencyjną na wodzie. Osioł by go zauważył z 10km. kompletnie nie rozumiem, że nie uczył się urządzenia….Przecież ono ma 3 przyciski na krzyż! Gdzie tu nauka?! Nie rozumiem, nagonki medialnej. Dlaczego ci wszyscy mądralińscy i keyboard fighterzy tak się pienią? Nawet grosza nie zapłacą za akcję ratunkową. Niech będą konsekwentni i wyżywają się też na alpinistach i taternikach, im też zdarza się nie osiągnąć celu i być ratowanym…czemu na nich psów nie wieszają?

    • może dlatego, że robią to legalnie i nie chcą pozywać kogoś do sądu tylko dlatego, że są tępi. To tak jak w przysłowiu – nie wina garbatego, że ma dzieci proste ;)) zreszta…. przestaje się wypowiadać w wątkach o tępych polakach (czyli pewnie wcale nie będę się wypowiadał)

    • Nie w taternikach kłopot, tylko w tym, że ktoś z m.in moich pieniędzy sponsoruje ich ratowanie.
      Jak ktoś się pcha w tarapaty, to niech się ubezpieczy, albo ma odłożone ile trzeba, albo liczy na datki.

  25. Ahoj

    Dodałem parę dni temu na swojej tablicy FB linka do tego wpisu, tj. do bloga tej firmy. Teraz w komentarzach chciałem dodać w/w artykuł jako kontynuację sprawy. A tu zonk !!!! Nie ma ! Zajrzałem też na tablice znajomych, którzy dużo komentowali i u nich też zero ! Wygląda na to, że Facebook ocenzurował …

  26. Jak dla mnie ta całą sytuacja jest trochę niesmaczna. Jeżeli właściciel sprzętu jest pewny swoich racji, powinien to nagłośnić – i to mocno.

    • @SEO Profi: Lisewski zabiera SPOT’a z Polski dzień wcześniej ! Jeśli do tej pory nigdy go nie używał to chyba już wiadomo co dalej … spakować się, podróż, rozpakować się … dojechać na miejsce, przygotować sprzęt czyli Polska -> Egipt. Czy znalazł czas chociażby na przekartkowanie instrukcji ? Może tak, a może nie … ale na pewno dał radę w sytuacji zagrożenia życia odróżnić od siebie 11 rekinów. Guala.

  27. Jeżeli nie miał czasu, to zachowuje się nieprofesjonalnie i tylko siebie ośmiesza.

    • kolego póki co to Ty sie osmieszassz- nie znając faktów komentujesz dane zdarzenie…
      Pan Janek:

      po 1 -> wypozyczyl spot i testował go jeszcze bedąc w trojmiescie-sam widzialem mapke i poszczegolne lokalizacje.
      po 2 – moze i dzien przed wyjazdem -> ale napewno nie dzien przed wyprawa-bo bedąc w egipcie czekal na odpowiednie warunki z tydzien i widzialem ze tam też testował urządzenie-mapke z lokalizacjami.

      niebezpiecznik troche mało profesjonalnie sie zachowuje bo poznał tylko jedną stronę całego zdarzenia a więc Pana od firmy KOJAR.

    • @jajec
      Sam się ośmieszasz. Napisz kim jesteś skoro twierdzisz, że widziałeś mapki i testy sprzętu.
      Równie dobrze możesz być keyboard fighterem ze świata fantazji.

    • @kawa: projekcja czyli każdy po sobie sadzi :)

  28. @Smok
    Są faceci, którzy przepływają ocean 6 – metrową łódką (Kenichi Horie), nawigując wg. sprężynowego budzika, kiedy elektronicznemu chronometrowi dała radę woda morska i świecąc lampą naftową (Andrzej Urbańczyk), albo na tratwie (Thor Heyerdahl, William Willis). Wszystko zależy od kontekstu. Jak wyprawa przygotowana jest należycie, to utrata/awaria części sprzętu nie jest poważnym zagrożeniem, bo ludzie wiedzą co robić w sytuacji awaryjnej. Tu błąd był taki, że na wypadek kłopotów facet miał tylko to wypożyczone pudełko, którego nie umiał obsługiwać i które (wg komentarzy) nie bardzo nadawało się do wzywania pomocy na morzu.
    Nie lubię kopać leżących, ale tu http://www.findmespot.ca/en/index.php?cid=101 znalazłem instrukcję do SPOTa. Tam już jest mowa o kontaktach na koncie tego urządzenia. Oczywiście do ściągnięcia jest też pełny user guide w pdf.

  29. Ćwok i tyle, niespełna rozumu koleś, któremu powinni wystawić rachunek za akcję ratowniczą i przyznać nagrodę Darwina. Nasz sejm powinien mu w drodze uchwały zabrać paszport żeby nie błaźnił Polaków na arenie światowej.

    • Nieco z boku meritum chciałbym się wypowiedzieć jedynie w kwestii rachunków za akcję, kto za to zapłaci i dlaczego z moich podatków itd.

      Konwencja SAR, którą podpisała również Arabia Saudyjska, mówi, że ratowanie życia (nie dotyczy to mienia) na morzu jest bezwarunkowo bezpłatne. Stąd też, po pierwsze, porównania do ratownictwa górskiego są nieadekwatne, a po drugie koszty poniosła wyłącznie strona Saudyjska. Ani Lisewski, ani nikt inny w Polsce za to nie zapłaci.

      Polska pokrywa koszty akcji ratowania życia podejmowanych w polskiej strefie odpowiedzialności SAR na Bałtyku. Niezależnie od narodowości osób znajdujących się w niebezpieczeństwie oraz przyczyn i powodów, dla których tej pomocy potrzebują.

    • @papaj
      Czyli nie zapłacimy bezpośrednio za niego, tylko pośrednio za kogoś innego w ramach umowy.
      Nie jest ważne za kogo płacimy, tylko to dlaczego w ogóle na kogoś płacimy.

Odpowiadasz na komentarz totalizator

Kliknij tu, aby anulować

Zamieszczając komentarz akceptujesz regulamin dodawania komentarzy. Przez moderację nie przejdą: wycieczki osobiste, komentarze nie na temat, wulgaryzmy.

RSS dla komentarzy: