22:40
30/6/2014

W dzisiejszym Poniedziałku z Prawnikiem kontynuujemy wątek wymuszania zawierania umów (i akceptowania regulaminów) poprzez 1 kliknięcie wykonane na stronie internetowej. Dziś adwokat Jarosław Góra odpowie na Wasze pytania pod zeszłotygodniowym artykułem poświęconym tej kwestii, a dotyczącym trwających w internecie działań niejakiego Krzysztofa Habiaka wysyłającego masowe, niechciane informacje na e-maile osób prowadzących działalność gospodarczą.

Na Wasze pytania odpowiada Jarosław Góra, adwokat oraz szef departamentu Nowych Technologii i IP w kancelarii Ślązak, Zapiór i Wspólnicy, autor ipbloga.

Zbyszek: Powiedzmy, że nawet kliknąłem. Jak mogę otrzymać fakturę, jeśli nie podałem żadnych danych osobowych?
Jarosław Góra: Sprawa została już wyjaśniona w komentarzach, jednak warto powtórzyć. Właściciel strony wysyła wiadomości mail do konkretnych przedsiębiorców, na adresy mailowe, które znaleźć można w powszechnie dostępnej bazie CEIDG. Po kliknięciu w profilowany link otrzymuje informacje, kto kliknął i przeniósł się na stronę z regulaminem oraz czy regulamin zaakceptował, co stanowi moment zawarcia umowy. To wszystko wiąże z danymi zamieszczonymi w CEIDG.

Bartek: Nie wiem czy Pan prawnik się zapoznał z problemem, ale nawet po zaakceptowaniu warunków jesteśmy przenoszeni do strony umożliwiającej logowanie/rejestracje. Zapewne gdy jesteśmy zalogowani to automatycznie wykupuje nam usługę, ale mimo wszystko nie odbywa się to bez podania danych osobowych.
W pierwszej części opisałem generalnie problematykę zawierania umów przez Internet, a dopiero teraz na tapetę bierzemy ten konkretny przypadek. Informacja, którą Pan podaje tylko umacnia pozycję właściciela strony, skoro oprócz samej akceptacji regulaminu, który powinien zostać przeczytany, użytkownicy podają swoje dane i dokonują rejestracji.

Rafał: Czy w takim przypadku nie można powołać się na art. 86 KC, czyli podstęp?
Potencjalnych sposobów na stwierdzenie nieważności takiej umowy jest co najmniej kilka i zależą od okoliczności danej sprawy.
W tym konkretnym przypadku można próbować uchylić się od skutków oświadczenia woli ze względu na błąd i to wywołany przez właściciela strony rozsyłającego wiadomości do przedsiębiorców, a więc właśnie ze względu na podstęp. Jeśli oferta była skonstruowana w ten sposób, aby wszystko wyglądało na usługę bezpłatną, a informacja o płatności była w jakiś sposób ukryta, taka droga miałaby szanse powodzenia. Jednak takie okoliczności jak brak przeczytania regulaminu, w którym jednak widniały zapisu o odpłatnym charakterze usług, dokonanie rejestracji (podanie danych), otrzymanie potwierdzenia itp. zdecydowanie utrudniają wykazanie istnienia błędu i podstępu.
Nie bez znaczenia jest również fakt, iż regulamin był akceptowany przez przedsiębiorców, a więc osoby od których można wymagać większej staranności, niż od konsumentów.

Tomasz: A w jaki sposób naciągacz może udowodnić, że ja to ja a nie ktoś złośliwie się podszywający?
Z informacji jakie posiadam wynika, że wiadomości nie były wysyłane do przypadkowych osób, a do konkretnych przedsiębiorców, natomiast linki zamieszczane w tych wiadomościach były w jakiś sposób profilowane (indywidualizowane). W ten sposób właściciel strony uzyskiwał informacje, na podstawie których można domniemywać, że to jednak dysponent (właściciel) danego adresu mail (przedsiębiorca) następnie akceptował regulamin, podawał dane itp. To oczywiście jedynie poszlaki, ale na ich podstawie można dojść właśnie do takich wniosków.
Oczywiście można zwalczać takie stanowisko, co wiązałoby się ze wskazaniem, że również inne osoby mają dostęp do firmowej skrzynki pocztowej, a nie były uprawnione do składania oświadczeń woli w imieniu przedsiębiorcy, albo że w ogóle sytuacja nie miała miejsca.

Mateusz: Ciekawe czy taki oszust chciałby chodzić do sądu, gdybyśmy nie zapłacili. Na 99% NIE, bo po co ma się męczyć i tracić pieniądze – woli w tym czasie pewnie kraść kolejne :D
Prawdopodobnie ma Pan rację. Z reguły tego rodzaju działalność, jeśli rzeczywiście nosi znamiona oszustwa, nastawiona jest na te kilka procent osób, które dobrowolnie uiszczą opłatę.

Arturo Barba: A co jeżeli nie ja kliknę odnośnik, czy w inny sposób zaakceptuję jakiś regulamin? He? Z resztą, jak udowodnią, że to ja zawarłem umowę?
W tym konkretnym przypadku, jak wskazałem wyżej, wykazanie, że to nie dany przedsiębiorca dokonał wszystkich czynności potrzebnych do zawarcia umowy wymagałoby przedstawienia dowodów na to, że inne osoby mogły dysponować firmową skrzynką mailową. Informacje, którymi dysponuje właściciel strony pośrednio wskazują jednak, że osobą „klikającą” był dany przedsiębiorca.
Odrywają się natomiast na chwilę od opisanej sprawy, rzeczywiście – identyfikacja konkretnej osoby, która dokonuje jakichś czynności za pośrednictwem Internetu, to chyba najbardziej istotny problem. Najczęściej bowiem dysponujemy szeregiem poszlak, takich jak numer IP, adres należący do konkretnej osoby, dane związane z ruchem, informacje znajdujące się na sprzęcie, z którego dokonano czynności itd. Przy ustalaniu konkretnej osoby na tej podstawie należy być bardzo ostrożnym, bo jak wiadomo część tych informacji można w jakiś sposób modyfikować/fałszować.
Ważne jest również to co Pan napisał – to osoba wywodząca skutki prawne z umowy musi udowodnić, że zawarła ją skutecznie z konkretna osobą, a nie druga strona, która temu przeczy.
Kolejna sprawa, co z umowami które niby są zawierane poprzez dokonanie opłaty (są tacy oszuści co pobierają dane z CEIDG a potem wysyłają faktury stylizujące na tekst urzedowy, zapłata jest formą zawarcia umowy)… co jeżeli ktoś inny za mnie na złość zapłaci i zawrze umowę? he..?
Proceder, który Pan opisał z całą pewnością ma znamiona oszustwa i osoby pokrzywdzone mogłyby uchylić się od skutków oświadczenia woli powołując się na podstęp.
Jeśli ktoś inny za Pana zapłaci i zawrze umowę? Musiałby wykazać odpowiednie umocowanie do zawarcia umowy w Pańskim imieniu (pełnomocnictwo), a w tym przypadku do dokonania w Pańskim imieniu płatności.

GLaF: Proszę zapoznać się z “USTAWA z dnia 23 sierpnia 2007 r. o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym”. W skrócie: jeśli cena i zakres usługi nie jest sformułowany przez przedsiębiorcę w sposób jednoznaczny, zrozumiały, łatwy do odczytania i niebudzący wątpliwości, to umowa nie jest dla klienta wiążąca. Dlatego nie należy przejmować się żadnymi pobieraczkami i ich klonami.
Pełna zgoda, jeśli rzeczywiście cena i zakres usługi są w jakiś sposób ukryte. Problem pojawia się jednak w interpretacji przepisów przywołanej ustawy i jednoznaczne ustalenie granicy, kiedy cena i zakres są sformułowane w sposób jasny, a kiedy już można mówić o nieprecyzyjnym i trudnym do odczytania?
W opisywanym dziś przypadku problemem nie był jednak nieprecyzyjny opis usług i ukrywanie jej odpłatnego charakteru, a po prostu wykorzystywanie tego, że większość użytkowników Internetu nie czyta regulaminów.

John Doe: Dlaczego prawo sankcjonuje ewidentne oszustwo? Poradzono sobie z wieloma patologiami (np. numery 0700..), a tutaj ze spokojem pan prawnik mówi że wszystko jest OK. Do d… z takim prawem!
Przede wszystkim nie napisałem, że wszystko jest OK, bo opisywałem tylko generalnie, jak wygląda kwestia zawierania umów w Internecie i odpowiadałem na generalnie postawione pytanie, czy jedno kliknięcie jest wystarczające do zawarcia umowy.
Nie wiem również na jakiej podstawie wyciągnął Pan wniosek, że prawo sankcjonuje oszustwo. Po pierwsze, na gruncie prawa cywilnego istnieje szereg możliwości wykazania nieważności tego rodzaju umów, a po drugie część tego rodzaju zachować spełnia przesłanki właśnie przestępstwa oszustwa na gruncie prawa karnego.

herr3ro: Jak właściwie udowodnić że osoba która kliknęła to był właśnie “pozwany”? Równie dobrze kot mógł wskoczyć na klawiaturę i kliknąć zawarcie umowy… Albo równie dobrze można łatwo stworzyć wirusa który będzie klikał takie umowy… Ktoś mógł się podszyć pod “pozwanego” o kliknięcie (zależnie od sytuacji, może to być łatwe lub trudne)…
Proszę zwrócić uwagę, że część „pozwanych” przyznaje się do tego kliknięcia, np. poprzez składanie różnego rodzaju oświadczeń o nieuznaniu faktury itp.
Natomiast w przypadkach bierności lub zanegowania „kliknięcia” rzeczywiście to „powód” musiałby wykazać, że zawarto ważną umową, a więc, że oświadczeni woli zostało złożone rzeczywiście przez danego przedsiębiorca. Pisałem o tym już wyżej, w opisanym sposobie działania „powód” dysponuje szeregiem okoliczności, które pośrednio wskazują na przedsiębiorcę, a które mogą być wystarczające, aby przekonać do takiego stanowiska sąd.
Te okoliczności, których Pan/Pani wspomina oczywiście są również możliwe, pytanie, czy w danej sprawie dysponowałby Pan/Pani dowodami (chociażby poszlakami) na ich poparcie.

Qba: A skąd pewność, że to akurat osoba, do której kierowany jest link wysłała formularz z akceptacją regulaminu? Czy jeżeli ktoś włamie się do mojej sieci i z mojego IP zaakceptuje wspomniany regulamin, a ja nie zauważę maila potwierdzającego zawarcie umowy(bo np. trafi do foldery “spam”), to czy wtedy też możemy mówić o skutecznym zawarciu umowy?
Jeśli będzie Pan w stanie wykazać, że ktoś się rzeczywiście włamał i za pomocą Pańskiego sprzętu i Pańskiego maila dokonał tych czynności to jak najbardziej będzie Pan w stanie wykazać brak skutecznie zawartej umowy z Panem.
W przypadku wykorzystania przez tą osobę trzecią samej sieci, np. niezabezpieczonego WiFi, ma Pan jeszcze więcej argumentów, bowiem na Pańskim sprzęcie brak będzie „śladów” zawarcia umowy.
Zabrakło mi w artykule informacji o tym, czy naciągacze faktycznie wysyłają wspomniane e-maile z potwierdzeniem i czy w przypadku braku takiego maila automatycznie umowa jest nie ważna. Czy mogę prosić o odpowiedź?
Z tego co wiem w tym konkretnym przypadku mail z potwierdzeniem był wysyłany automatycznie.

grubyy: Umowa jest ważna gdy “decyzji podejmuje się świadomie”, zawsze można powiedzieć że klikałem gdy byłem nawalonym jak automat.
Powiedzieć można wszystko ☺ jednak żeby przekonać sąd o swoim stanie w momencie „klikania” należałoby swoje twierdzenia poprzeć jakimiś dowodami, a z tym może być problem.

Luke: Słaby artykuł z mojego punktu widzenia, chciałbym przeczytać jak sobie z takimi cwaniakami radzić, a nie o tym, że niby działają zgodnie z prawem. Przypomina mi się reportaż na temat ‘czy odcinać końcówkę banana’ gdzie jakaś naukowczyni najpierw powiedziała, że w końcówce banana nie ma nic innego jak w jego pozostałej części, a na koniec dodała, że ona jednak odcina…
Artykuł odpowiadał na pytanie czy jedno kliknięcie może oznaczać skuteczne zawarcie umowy i był wprowadzeniem do tematu, a nie opisaniem i oceną jakiegoś konkretnego przypadku. Widzę jednak, że wiele osób tego nie zrozumiało, a część osób nawet doczytała się gdzieś, że popieram działania oszustów i naciągaczy (?). Czytanie ze zrozumieniem?
Jak sobie z „cwaniakami” radzić? Proste – nie klikać w podejrzane linki, nie zawierać umów z podejrzanymi osobami, czytać regulaminy i umowy.

Sc: Wprowadzający w błąd artykuł. To nie prawo jest błędne (zazwyczaj) ale pierdoły jakie opowiadają tacy prawnicy jak ten. Już moglibyście go zmienić.
Pana/Pani wniosek z pewnością zostanie rozpatrzony przez Niebezpiecznik.
[Został, niczego nie zmieniamy :-) — dop. red.]
Zaledwie interesuję się prawem, a w niektórych kwestiach mam znacznie szerszą wiedzę niż ten tutaj, który odpowiada na pytania tak, aby nie udzielić pełnej odpowiedzi, tylko zostawić wątpliwości, po rozwiązanie których ktoś się musi do niego zgłosić.
Znów zostałem nazwany „ten tutaj” i chyba powinienem się obrazić ☺ Proszę wystąpić do Niebezpiecznika z propozycją współpracy, być może w powiązaniu z pierwszym wnioskiem zastąpi Pan „tego tutaj”.
Artykuł miał odpowiedzieć na pytanie, czy jednym kliknięciem można zawrzeć skuteczną umową. Starałem się opisać jak sprawa wygląda po czym udzieliłem odpowiedzi, że owszem, jednym kliknięciem można taką umowę zawrzeć.
Co więcej artykuły na Niebezpieczniku mają zagajać temat i zachęcać do podjęcia dyskusji. Widzę, że większość z czytelników bez dodatkowego tłumaczenia zrozumiała charakter cyklu „Poniedziałki z Prawnikiem. To nie mają być opinie prawne w konkretnych sprawach.
Otóż podobne przypadki są bardzo rygorystycznie rozpatrywane. Jest wiele zapisów odnośnie tego, że np. cena musi być podana w widocznym miejscu oraz że oferta nie może świadomie wprowadzać w błąd (do których z pewnością zalicza się przykład). Także podobne praktyki są niedozwolone i nikt nie patrzy z wyrozumiałością na ludzi, którzy je stosują. Do tego kwestia udowodnienia kto kliknął itp. Jest wiele niedociągnięć w takich ofertach, do których można się przypiepszyć.
Pełna zgoda – cena powinna być jasno określona, podobnie jak zakres usług. Nie można wprowadzać w błąd, ani wyłudzać i oszukiwać. Świadomie nie można wprowadzać w błąd (dodam od siebie, że nieświadomie również). Rzeczywiście ma Pan/Pani zacięcie na prawnika ☺
Również prawidłowo identyfikuje Pan/Pani kwestie, do których „można się przypiepszyć” ze względu na specyfikę Internetu. Brawo.

f: sory ale ten artykuł jest absolutnie o niczym. kilka stron lania wody cytowania jakichś art. KC z dolarkiem a sprowadza się to do:
“umowę można przedstawić w dowolnej formie i zaakceptować nawet nieśmiałym uśmiechem.” – tyle to ja się domyślałem niepotrzebna jest opinia prawnika.

Z dolarkiem? ☺ Zdecydowanie prawnik Panu/Pani niepotrzebny.
Owszem, do tego się artykuł sprowadzał. Proszę mieć jednak na uwadze, że dla wielu osób sprawa nie jest również oczywista jak dla Pana/Pani. Starałem się w miarę prostym językiem wyjaśnić dlaczego tak właśnie jest. „Art. KC z dolarkiem” dodałem, bo kiedyś ktoś zarzucił mi, że jednak trochę zbyt mało prawnicze te teksty.
opinia prawnika jest potrzebna żeby się dowiedzieć:
– jakie ponoszę konsekwencje prawne?

To zależy z jakiego tytułu i kogo ma Pan/Pani na myśli?
– czy jeśli *w tym konkretnym podanym przypadku* pójdę do sądu to wygram?
Ocena zasadności powództwa wymaga analizy dowodów i okoliczności danej, konkretnej sprawy. Opis „w tym konkretnym przypadku” nie pozwala nawet domyślić się, że pisze Pan/Pani tutaj jako potencjalny powód, czy potencjalny pozwany? Chodzi o sprawę cywilną, czy karną?
– czy to jest kompletna uznaniowość sędziego?
?
– czy na osobie przedstawiającej tą umowę ciąży jakakolwiek obowiązek w sądzie? (np. udowodnienia mi że to ja zaakceptowałem tą umowę?)
Jeśli druga strona nie zaprzeczy jej treści i okoliczności jej zawarcia, to nie ciąży obowiązek udowodnienia tych kwestii. Jeśli natomiast druga strona zaprzeczy tym okolicznością, to osoba, która wywodzi z umowy skutki prawne (obowiązek uiszczenia opłaty) to ciąży na niej obowiązek udowodnienia, że umowa została skutecznie zawarta i jest ważna.
– jeśli taki obowiązek ciąży to co jest wystarczającym dowodem? czy wystarczy że oszust TWIERDZI że ją zaakceptowałem?
Samo twierdzenia może być wystarczające, jeśli druga strona takiemu twierdzeniu nie zaprzeczy. W innym przypadku powód musi udowodnić te okoliczności. Co będzie wystarczającym dowodem, to już zależy od sądu orzekającego w sprawie, który oceni materiał dowodowy w oparciu o zasadę swobodnej oceny dowodów, oceniając jego wiarygodność. Wyżej wskazywałem, że w podobnym przypadku sąd musiałby zmierzyć się z oceną przede wszystkim poszlak.
a nie kompletnie bezensowne lanie wody bez źdźbła przydatnej informacji… to po co tu prawnik…
Jeśli oczekuje Pan/Pani bardziej szczegółowych informacji w tym, albo w innych interesujących Pana/Panią tematach, polecam jednak bezpośredni kontakt z jakimś prawnikiem, a nie lekturę tego cyklu, którego intencji najwyraźniej Pan/Pani nie pojmuje.

If: Hej, widzę, że pan Krzysztof Habiak nie próżnuje, od kilku lat ustanawia coraz to nowe serwisy wyłudzając pieniądze w podobny sposób, zaczynał od baz firm, wysyłał maila do nowo utworzonych przedsiębiorstw z prośbą o “potwierdzenie” adresu email w celu dodania do tworzonej przez niego darmowej bazy firm a po jakimś czasie przysyłał rachunek (na kwoty od kilkudziesięciu do kilku tysięcy funtów bo firmę miał zarejestrowaną w Anglii). Rzeczywiście w regulaminie na jego stronie pojawiał się zapis o koszcie (pojawiał bo raz w tym regulaminie był, innym razem go nie było a i kwoty się zmieniały). Jednocześnie kierował sprawy do e-sądów podając błędny adres, co wiadomo jak się kończyło. Bardzo wiele osób dało mu się oszukać ale reszta założyła pozew zbiorowy w Kancelarii Radców Prawnych Kwantum i wygrała. Nie pamiętam już na jakiej podstawie został skazany (jeśli kogoś to interesuje to mogę przeszukać skrzynkę, powinny być jeszcze stare maile w tej kwestii) ale skazany został co dowodzi, że można się przed takimi oszustami skutecznie bronić!
Najprawdopodobniej właśnie za oszustwo, aczkolwiek nie znam tamtej sprawy.
Zdziesiek: Reasumując wychodzi na to ,że można komuś “nielubianemu” wykręcić niezły numer wsadzając go na “minę fakturową” … z artykułu powyżej tak wynika :D
Jeśli dysponuje się dostępem do jego skrzynki mailowej, owszem. Generalnie osobie, która nie zabezpiecza swojego sprzętu, swojej sieci, czy też swojej skrzynki mailowej sporo ryzykuje.
Tomm: Bardzo nieprecyzyjny artykuł, chwilami wprowadzający w błąd.
Dla przykładu – aby nie rzucać słów na wiatr: “Przedsiębiorca składający ofertę w postaci elektronicznej jest obowiązany przed zawarciem umowy poinformować drugą stronę w sposób jednoznaczny i zrozumiały o: językach, w których umowa może być zawarta;”
PRAWDA – w przypadku relacji przedsiębiorca-przedsiębiorca (B2B)
NIEPRAWDA – w przypadku relacji przedsiębiorca-konsument
…jeśli do zawarcia umowy dochodzi z podmiotem mającym siedzibę w RP (bo nie znamy ustawodawstwa szczegółowego w innych krajach).

Niestety nie do końca rozumiem.
Dużo przejrzyściej by się czytało dla osób nie specjalizujących się w temacie e-commerce, przy podzieleniu tematu właśnie na relacje: B2B oraz B2C.
Wtedy nie było by tyle pytań, pomysłów “mądrych głów” i przemądrzałych czytelników jak ja… mam świadomość, że nie jestem alfą i omegą.

I mamy pomysł na kolejne części cyklu ☺
W tej postaci artykuł jest dla mnie niedydaktyczny, a jedynie pomieszaniem pojęć i sformułowań, które mają więcej wspólnego z KC. Brakuje mu prostych, przejrzystych przykładów, by Kowalski prowadzący sklep online mógł coś z tego wynieść, jak i Ikśiński, który w tym sklepie chce kupować.
W zamyśle nie miał być to poradnik dla przedsiębiorców, albo konsumentów, tylko próba odpowiedzi na pytanie, które pojawiało się w doniesieniach o budzących wątpliwości umowach zawieranych przez Internet.
Ostatnio widzę też tendencję kończenia wypowiedzi za pomocą “Każdy przypadek wymaga indywidualnego podejścia”, która jest ładniejszym zapisem-odpowiedzią “tak, ale nie”.
Tak to niestety z prawem jest, że trudno ferować jednoznaczne sądy w przypadku spraw, które mogą różnić się szeregiem szczegółów, mających znaczenie pod kątem prawnym. Natomiast wyczerpujący, kompleksowy, kazuistyczny opis poszczególnych przypadków nie jest celem tego cyklu.
Panie Jarosławie, temat jest na tyle ciekawy i aktualny, że może w kolejny poniedziałek (i pewnie następny także), mógłby Pan spróbować go rozwinąć, pokazując w tych prostych przykładach obie opisywane kategorie kontrahentów, oczywiście z korzyścią dla wszystkich.
Niniejszym staram się to właśnie robić. Postaram się nadal drążyć temat.
I ja z chęcią się może czegoś dowiem, o czym nie miałem pojęcia.
Mimo wszystko pochwalam ideę, iż Niebezpiecznik wprowadził we współpracy z Panem “poniedziałki”, zawsze to stanowi wartość dodaną, dla osoby nie mającej szerszej styczności z przepisami prawa.

Mimo wszystko dziękujemy.
Sonia: Prosta odpowiedź na pytanie zadane w tytule nie jest niestety możliwa. Powinna ona zatem brzmieć: “to zależy”. Co do zasady, oczywiście, jedno kliknięcie MOŻE oznaczać skuteczne zawarcie umowy, ale wcale nie musi. Pozwolę sobie w skrócie skomentować artykuł i dodać kilka ważnych informacji.
Wydawało mi się, że właśnie takiej odpowiedzi udzieliłem ☺
1. To czy dany tekst, który został udostępniony na stronie internetowej, należy traktować jako ofertę czy zaproszenie do składania ofert, trzeba rozpatrywać w odniesieniu do konkretnego przypadku. Charakter prawny takiej informacji (zamieszczonej na stronie www) zależy od kontekstu i uzewnętrznionych intencji umieszczającego. Zgodnie z obowiązującą teorią składania oświadczeń woli, zawsze badamy to, jak racjonalny odbiorca mógł odczytać oświadczenie nadawcy.
Na ten aspekt również zwróciłem uwagę i niestety w komentarzach dostałem po głowie, że stwierdzenie o konieczności analizy poszczególnych przypadków to unikanie odpowiedzi na pytanie ☺
Jeżeli oświadczenie umieszczone na stronie internetowej będzie wystarczająco stanowcze, w jego treści określone zostaną istotne postanowienia umowy, a charakter świadczenia będzie na to pozwalał (np. z natury niewyczerpywalna usługa świadczona drogą elektroniczną) – to należy uznać, że została nam złożona OFERTA. W innym przypadku, powinno się uznać, że będzie to ZAPROSZENIE DO SKŁADANIA OFERT.
Otóż to ☺ Warto przy tym ponownie powtórzyć, że w większości przypadków regulamin lub inna treść na stronie rozwiewa te wątpliwości i wyraźnie wskazuje, że mamy do czynienia z zaproszeniem do składania ofert, a nie ofertą, co jest rozwiązaniem korzystnym dla właściciela strony.
2. NIE można się zgodzić z interpretacją autora, jakoby w przypadku uznania treści strony internetowej za OFERTĘ, niezbędna będzie jakaś dodatkowa aktywność ze strony “właściciela strony internetowej” (w zasadzie: dostawcy treści). On przecież ofertę już złożył. Zgodnie z treścią przywołanego w tekście art. 66[1] par. 1, to właśnie ADRESAT (czyli odbiorca treści, czytelnik strony) powinien potwierdzić otrzymanie oferty. Nie ma przeciwwskazań, by oświadczenie o otrzymaniu oferty zostało wysłane razem z oświadczeniem o jej przyjęciu. Oznacza to, że w przypadku otrzymania OFERTY przedsiębiorca (adresat) może ją przyjąć bez dalszych działań ze strony oferenta.
Nie sposób się z Panią nie zgodzić. Poprawimy to nieprecyzyjne sformułowanie.
O czym zapomniano w treści artykułu – w stosunkach między przedsiębiorcami stosowanie obowiązków informacyjnych, ale także obowiązku potwierdzenia otrzymania oferty, może zostać wyłączone wolą stron! Trzeba również pamiętać, że niepodanie wymaganych informacji nie zostało wprost objęte żadną sankcją (w szczególności umowa zawarta z pogwałceniem tego przepisu nie będzie nieważna). Można jedynie dochodzić odszkodowania na zasadach ogólnych, co wiąże się z problemami dowodowymi (np. wykazanie, że brak informacji spowodował szkodę albo iż gdyby zostały podane umowa nie zostałaby zawarta).
To prawda, przedsiębiorcy, np. w umowie ramowej, mogą wyłączyć ten obowiązek. Ma Pani również rację, że niedopełnienie obowiązków informacyjnych nie wpływa na ważność umowy.
3. Istnieje taka instytucja jak wady oświadczeń woli. Warto wspomnieć, że w niektórych przypadkach takiej działalności jak opisana w artykule, z pewnością można będzie mówić o zawarciu umowy pod wpływem błędu lub podstępie.
Pełna zgoda, jednak tego nie dotyczył artykuł, a właśnie niniejsza dogrywka.

Jarosław Góra

Jarosław Góra

Jarosław Góra, absolwent UJ, fascynat kwestii związanych z twórczością i nowymi technologiami. W pracy zawodowej rozwija specjalizację IP oraz zajmuje się prawem funkcjonującym w otaczającej nas cyberprzestrzeni i kwestiami związanymi z dowodami elektronicznymi i informatyką śledczą. Stara się burzyć utarty do przesady poważny i nudny obraz adwokata.


Dowiedz się, jak zabezpieczyć swoje dane i pieniądze przed cyberprzestępcami. Wpadnij na nasz kultowy ~3 godzinny wykład pt. "Jak nie dać się zhackować?" i poznaj kilkadziesiąt praktycznych i przede wszystkim prostych do zastosowania porad, które skutecznie podniosą Twoje bezpieczeństwo i pomogą ochronić przed atakami Twoich najbliższych. Uczestnicy tego wykładu oceniają go na: 9,34/10!

Na ten wykład powinien przyjść każdy, kto korzysta z internetu na smartfonie lub komputerze, prywatnie albo służbowo. Wykład prowadzimy prostym językiem, wiec zrozumie go każdy, także osoby spoza branży IT. Dlatego na wykład możesz spokojnie przyjść ze swoimi rodzicami lub mniej technicznymih znajomych. W najbliższych tygodniach będziemy w poniższych miastach:

Zobacz pełen opis wykładu klikając tutaj lub kup bilet na wykład klikając tu.

12 komentarzy

Dodaj komentarz
  1. To ja mam jeszcze takie pytanie, chociaż jest dość oczywiste więc dziwię się że jeszcze o tym nie było – a może przegapiłem? Otóż co z ofertami z zagranicy? I ogólną kwestią braku granic (państwowych) w internecie? Co jeżeli firma X udostępnia swoje usługi dla “całego internetu” mając swoją siedzibę w kraju Y, a ja mieszkając w Polsce kożystam z tych usług? Na podstawie jakiego prawa sądzone byłyby ewentualne spory? Prawa polskiego, czy prawa kraju Y? Przez polskie sądy czy przez sądy z kraju Y? I niezależnie od tego, czy decyzja zagranicznego sądu jest dla mnie (lub firmy Y) wiążąca? Czy zmnieałby coś fakt że firma ma np. filię w polsce? Czy mółbym się wtedy sądzić z filią (dla uproszczenia sprawy), nawet jeżeli filia stwierdziłaby że w sumie oni nie mają ze mną nic wspólnego, bo usługę mam od centrali firmy w kraju Y, a oni zajmują się czymś innym? Przypuzczam że w granicach UE wszystkie te sprawy są już jakoś po ludzku uregulowane, ale co z bardziej egzotycznymi krajami? Jeżeli prawo byłoby w takich krajach kożystniejsze dla oszustów, mogliby oni masowo zakładać tam serwisy internetowe świadczące “usługi” dla krajów UE i innych.

  2. mnie ostatnio zastanawia coś w odniesieniu do pobierania filmów, gier itp
    nielegalne jest udostępnianie filmów czy muzyki, ale czy np jeśli mam torrenta z ograniczonym wysyłaniem do 1kbps w efekcie nie wysyłając praktycznie nic (0,01% pliku?) czy to też jest uznawane za udostępnianie i jest równoznaczne z wysłaniem całości? Ponieważ to wtedy trochę tak jakby karać kogoś za powiedzenie zdania z książki, albo pokazanie jednej scenki z filmu (właściwie to upraszczam, bo w torrentach te dane są bardziej poszarpane i w ogóle)

  3. Najgorsze co u nas się dzieje to tzw. “interpretacja” przepisów prawa. Każdy interpretuje, czyli rozumie, to na swój sposób a liczy się tylko ta “interpretacja” dokonana przez sąd. To niesprawiedliwe, że jedne podmioty mogą mieć “większą” rację niż inne, szczególnie osoby fizyczne, które same usiłują zrozumieć napisane prawo. Jeśli zwykły człowiek ma problem ze zrozumieniem przepisów prawa, czyli dokonuje jego tzw. złej “interpretacji”, to jak tym bardziej może go przestrzegać? Dla kogo jest więc tworzone prawo i dlaczego dokonuje się jego “interpretacji” zamiast po prostu przestrzegania tak jak jest napisane?

  4. 1 “Nie zawarłem żadnej umowy. Kot mi wlazł na klawiaturę i coś tam uruchomił łapami”
    Czy do uznania nieważności oświadczenia woli – wystarczy np. świadectwo szczepienia kota? ;)

    • Wszystkie badania korzystania z Internetu mówią, że praktycznie nikt nie czyta z ekranu tak starannie, jak z papieru (a już szczególnie, gdy jest to umowa papierowa!). Na ekranach wszyscy jednocześnie jeździmy wzrokiem po wszystkim i zarazem po niczym — klikamy na linki, żeby sprawdzić, co się pod nimi kryje, gdyż jesteśmy nauczeni wielotysięczną praktyką, że opis linka jest zbyt krótki, żeby cokolwiek wyjaśnić, a często błędny, więc czystą stratą czasu jest siedzieć kilka godzin (!!!) nad enigmatycznym opisem linka i zastanawiać się, co też takiego może się pod nim kryć, a i tak wariantów zawsze będzie co najmniej kilka, poczynając od najprostszych: 1. To co się wydaje; 2. Coś innego, niż się wydaje.

      Dlatego mam osobistą pewność, że nie można tolerować jednego kliknięcia jako CAŁEGO procesu zawierania umowy — jedno kliknięcie może być aktem zawarcia umowy, ale tylko i wyłącznie, jeśli wcześniej doszło do porozumienia, że w ten właśnie sposób umowa zostanie zawarta (i oczywiście też nie mogło to być kiedy indziej wyłudzone jedno kliknięcie).

      Tak więc normalny, prawidłowy proces zawarcia umowy powinien być dostosowany do sposobu funkcjonowania organizmu człowieka i albo zawierać proces przechodzenia przez kilka kliknięć, których znaczenie jest wyraźnie opisane lub jednym kliknięciem, ale z wyrażoną INNYMI METODAMI zgodą na taki tryb zawierania umowy. Inaczej mamy próbę wyłudzenia.

      Tak więc wszystkich cwaniaków stosujących ww. sztuczki należy tępić z całą surowością prawa i życzę im szybkiego pójścia z torbami (procesy zbiorowe to minimum).

  5. Panie Jarosławie, mało to profesjonalnie wygląda, jak Pan wchodzi w polemikę z trollami w artykułach. O ile w pierwszej części wczorajszej publikacji było kilka wartościowych informacji, to końcówki nie chciało mi się nawet czytać, bo nic poza przepychankami słownymi tam nie widziałem. Wydaje mi się, że lepszym miejscem do takich dyskusji są jednak komentarze.

  6. Pytanie na następną serie:
    – ktoś włamał się na router, następnie użył tegoż routera w ataku DDoS na inną osobę. Czy ponoszę za to odpowiedzialność

  7. Pytanie od strony technicznej do zorientowanych osób – jak udowodnić, że akceptowaliśmy taką umowę a nie inną? Że w ogóle ten regulamin był wyświetlony? A jeśli nawet tam był (plik strony regulaminu istnieje i nie był edytowany), to czy tekst nie był czymś przykryty (np. przy użyciu skryptu z zewnętrznego pliku)?

    Rozumiem, że jako “poszkodowany” wystarczy wyprzeć się zawarcia umowy i niemalże niemożliwe zadanie udowodnienia stanie przed oszustem?

  8. Panie Jarosławie, co w przypadku gdy mail z linkiem przyszedł na konto firmowe do którego wszyscy pracownicy mają dostęp (jak to na koncie firmowym), co więcej mail z tego konta zostaje automatycznie przesłany na część kont imiennych i ktoś w dobrej wierze chciał odpowiedzieć na ten “skandal – proszę o wyjaśnienie” klikając na regulamin. Przyszła faktura o której właściciel firmy nic nie wiedział, a jest jedyną osobą która może zawierać umowy w imieniu firmy.
    Czy taka “umowa” jest umocowana prawnie ? oczywiście przyszła już informacja, że nie jest zapłacone i zostanie to skierowane do windykacji itd

  9. Witam,

    Planuję się udać w najbliższym czasie (ponownie) na policję z powyższym. Ale po kolei:
    Dostałem takie właśnie niezamawiane informacje handlowe drogą elektroniczną (na maila).
    Trafiło do SPAM’u ale zauważyłem. Jestem informatykiem co dało mi dobry start.

    Mail przyszedł na adres użyty… przy rejestracji działalności gospodarczej. Czyli został wyciągnięty z tejże bazy w celu wysłania niezamówionej informacji o charakterze handlowym.
    Ustawa z dnia 18 lipca 2002 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną, Dz.U. 2002 nr 144 poz. 1204, art. 10 ust. 1
    Obwieszczenie Marszałka Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 26 czerwca 2003 r. w sprawie ogłoszenia jednolitego tekstu ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, Dz.U. 2003 nr 153 poz. 1503, art 18
    Informacje zawarte na stronie ceidg określają (od niedawna) zakres użycia udostępnianych danych.

    Zacząłem od sprawdzenia domeny pod linkiem. Okazało się, że strona siedzi w domenie i na serwerze home.pl – sama pula edu.pl jest niestety nieregulowana (można ją wykorzystywać do dowolnych celów).

    Wyświetlenie strony domeny ukazało informację o jakiejś rzekomej firmie prawniczej. Ciekawe było wykorzystanie ciasteczek… ale jeszcze nie wnikałem w ich działanie.
    Następnie wyświetliłem podaną stronę – był to jakiś regulamin (który przeczytałem… dużo czasu na to zmarnowałem). Bardzo ważne: NIE KLIKAŁEM w nic. Nie zaakceptowałbym takiego badziewia.
    W źródle strony znalazłem… że strona ustawia ciasteczka (pomimo braku mojej akceptacji – “Ustawa z dnia 16 lipca 2004 r. Prawo telekomunikacyjne”, Dz.U. 2004 nr 171 poz. 1800, art 173).
    Od momenu wyświetlenia tej strony w przeglądarce mam ciasteczka (mimo braku akceptacji tegoż regulaminu) i przy próbie wyświetlenia strony głównej domeny otwiera się od razu regulamin.

    Sprawę zgłosiłem do home.pl. Próbowałem też zgłosić na policję – ale tam napotkałem duży opór oraz informację, że mam przyjść dopiero jak będę miał jakieś solidne dowody.

    NIE KLIKAJĄC akceptacji tegoż regulaminu… opisałem sprawę w internecie (zamieszczając oczywiście linki).

    Po jakimś czasie otrzymałem od tej kancelarii informacje o realizacji zamówionej usługi i jakiejś fakturze – odpisałem, że usługi nie zamawiałem. Mail pozostał bez odpowiedzi. Usługa niezamawiana. Oczywiście żadnych faktur nie ściągałem (jeszcze tego brakowało żeby ktoś mi zarzucił że fakturę ściągnąłem i ją w ten sposób otrzymałem lub zaakceptowałem).

    Dziś dostałem kolejny email od tejże kancelarii. Z żądaniem zapłaty i groźbą, że sprawę nieopłaconej faktury zgłoszą do “profecjonalnej firmy windykacyjnej” co dalej może prowadzić (ale słownictwo… starają się chyba uniknąć odpowiedzialności) do pogorszenia reputacji mojej firmy (w wyniku różnych mało legalnych czynności – to już pod “gorźbę karalną” podchodzi).

    Oczywiście maila skierowałem do home.pl
    Teraz… planuję zgłosić sprawę poprzez policję na prokuraturę (bezpośrednio jeśli się policja wykpi… oczywiście zażądam poświadczenia, że byłem już u nich jakiś czas temu). Również do GIODO (https://esp.giodo.gov.pl/esp2_4/Pages/ZawiadomienieNaruszenie.aspx).
    Na razie doszukałem się:
    – wysyłanie niezamówionej informacji handlowej drogą elektroniczną
    – ustawianie ciasteczek mimo mojej zgody
    – bezpodstawne wezwanie do zapłaty za niezamówioną usługę, czyn nieuczciwej konkurencji w rozumieniu przepisów ustawy, działanie na szkodę przedsiębiorcy
    – groźby?
    – zamieszczanie na stronie autora danych osobowych wyciągniętych z CEIDG pomimo braku zgody z mojej strony

    Coś jeszcze można by dorzucić?

  10. Z braku wskazania przez redakcję w jaki sposób można zadawać pytania, wydaje mi się, że formularz komentarza będzie odpowiedni.
    Otóż różne szemrane firmy są zarejestrowane np. na Cyprze, w ZEA i innych, których z oczywistych względów nie możemy odwiedzić, żeby sprawdzić np. czy pod podanym adresem rzeczywiście mają swoje biuro/siedzibę. I te firmy tak naprawdę swoją działalność kierują wyłącznie lub głównie do ludzi zamieszkałych w Polsce, a należą do polskich obywateli, którzy mieszkają i prowadzą swoją “zagraniczną” firmę cały czas będąc fizycznie w Polsce, a w kraju rejestracji firmy prawdopodobnie nigdy nawet nie byli. Czasami możemy nawet bardzo łatwo wykazać, że “zagraniczność” firmy jest fikcyjna. Można np. wysłać rejestrowany list na oficjalny adres firmy i nawet nie zostanie on odebrany, bo niby przez kogo? Czy jest to wystarczająca przesłanka do walki z nimi za pomocą polskich instytucji, jak np. UOKiK, rzecznicy konsumentów, POLSKIE sądy cywilne, i że zapis o rozpatrywaniu spraw nieuregulowanych ich regulaminem według prawa państwa rejestracji firmy, jest nieważny, a przez to można walczyć o swoje prawa tak, jakby firma była zarejestrowana w Polsce? Bo te firmy straszą nas POLSKIM prawem i POLSKIMI instytucjami, więc to chyba powinno działać w obie strony?
    Mam nadzieję, że wystarczająco opisałem, o co mi chodzi.

  11. Opisali go w piątkowej ( 11 lipca 2014r. ) wyborczej… ;)

Odpowiadasz na komentarz vanitas

Kliknij tu, aby anulować

Zamieszczając komentarz akceptujesz regulamin dodawania komentarzy. Przez moderację nie przejdą: wycieczki osobiste, komentarze nie na temat, wulgaryzmy.

RSS dla komentarzy: