18/2/2015
Ataków na bitcoinowe giełdy nie ma końca. Dziś chińska giełda Kipcoin przyznała, że została okradziona na 3000 BTC. Z ich śledztwa wynika, że atakujący włamał się na serwery giełdy już w maju 2014 i wtedy ściągnął plik portfela. Dopiero w grudniu zaczął jednak powoli wytransferowywać z niego środki. Nie jest jasne, dlaczego giełda na to nie zareagowała ani nie zabezpieczyła przez tyle miesięcy swoich zasobów.
Czy istnieje w ogóle jakaś bezpieczna giełda BTC?
Niestety, większość giełd BTC tworzona jest w ciągu wieczora przez osoby które coś tam potrafią zrobić w Ruby czy PHP, albo zlecają wykonanie serwisu studencikom. Są też giełdy podchodzące do spraw poważnie, ale za te szybko zabierają się organizacje w stylu NSA.
Z wartych polecenia – BTC-E i Bitstamp – i myśleć.. Po co trzymać fundusze na giełdzie, gdy można je tam przelać tylko na czas wymiany, a później szybko wrzucić na portfel czy konto? Ludzie sami się pakują w kłopoty trzymając fundusze w giełdach i kantorach, a później afera jak z kredytem we frankach.
https://www.bitstock.com/en/
Nie trzeba w ogole wysylac bitcoiny na gielde
Jak się z jednej strony kieruje giełdą BTC, a z drugiej kradnie z tej giełdy kasę, to później wychodzi, że “giełda nie zareagowała ani nie zabezpieczyła przez tyle miesięcy swoich (jakich swoich?) zasobów”.
Dopoki nie powstanie zdecentralizowany system gieldowy – to tak bedzie.
Przecież to właśnie jest zdecentralizowany system. I zgodnie z duchem BTC, nie jest nadzorowany przez żadne pazerne (tfu) państwo. Więc w czym problem? W tym, że jeden frajer z drugim dał się okraść komuś cwańszemu od siebie? Wszak to jest ta libertyńska wolność!
Nie mam nic przeciwko bitcoinowi, ale denerwują mnie ludzie, którzy cwaniakują że ‘teraz to oni pokażą systemowi’, a jak dostaną pierwszego szturchańca to lecą, żeby im ten ‘system’ pomógł. Wolność to także konsekwencje tej wolności.